Całun Turyński w Oleśnie

Plakat wystawy

Plakat wystawy

Zwiedzający wystawę przed kopią Całunu Turyńskiego

Zwiedzający wystawę przed kopią Całunu Turyńskiego

Dyrektor muzeum opisuje kopię Całunu Turyńskiego

Dyrektor muzeum opisuje kopię Całunu Turyńskiego

W dniu 30 marca br. w Oleskim Muzeum Regionalnym została otwarta wyjątkowa wystawa pt. „Kopia Całunu Turyńskiego”. Całun Turyński jako jedna z najważniejszych relikwii chrześcijańskich określany jest mianem „Piątej Ewangelii” i „Trójwymiarowego  Świadka Zmartwychwstania”.   To płótno grobowe o wymiarach 4,37 m długości i 1,13 m szerokości oraz wadze 2,5 kg  utkane z lnianej nici, splotem jodełkowym- „trzy na jeden”, na którym widać przypominający negatyw fotograficzny obraz nagiego mężczyzny, mającego ok. 180 cm wzrostu, z długimi włosami i brodą. Na jednej połowie odbity jest przód  jego sylwetki, na drugiej zaś tył. W całun, zaraz po śmierci i zdjęciu z krzyża,  został owinięty Jezus Chrystus.

Wg relacji św. Niny płótno to zabrała żona Piłata i przekazała ewangeliście Łukaszowi, ten zaś św. Piotrowi. Najpierw przechowywano całun w Jerozolimie, a po prześladowaniu   chrześcijan został przewieziony do Edessy. Tam został złożony w taki sposób, że tylko widoczna była twarz Jezusa, określana mianem „Mandylionu z Edessy”. W opinii wielu badaczy, zwłaszcza Iana Wilsona (autora słynnego  światowego bestselleru o Całunie Turyńskim) Mandylion mógł pełnić rolę „matki wszystkich ikon”, bowiem uderza jego zbieżność z wczesnochrześcijańskimi przedstawieniami Chrystusa na Wschodzie.  W Edessie otaczany był wielkim kultem i umieszczano go na murach miasta w obronie przed najeźdźcami. Następnie znalazł się w Bizancjum, gdzie też jako Mandylion przechowywany był w kościele Mądrości Bożej w Konstantynopolu.  Potem krzyżowcy wywieźli go do Aten, a także  rzekomo był w rękach templariuszy i trafił do Paryża. Pierwsze wiarygodne dokumenty o Całunie pojawiają się w roku 1357, gdy tkanina przebywała w mieście Lirey w Szampanii. W 1453r.  Ludwik Sabaudzki odkupił go i zatrzymał w Chambery, gdzie został uszkodzony  w 48 miejscach w wyniku pożaru w 1532 r.  Siostry klaryski dokonały jego renowacji. Ślady po tym pożarze (najmniej istotne elementy) są najbardziej rzucającymi się w oczy na płótnie, to  powtarzające się symetrycznie trójkątne dziury oraz dwie wypalone na całej długości płótna równoległe linie. W 1578 r. książęta Sabaudii przenieśli Całun do Turynu, gdzie przechowywany jest do dziś w Katedrze św. Jana Chrzciciela w Kaplicy Świętego  Całunu. Bardzo rzadko  na kilka tygodni mają miejsce jego publiczne wystawienia ściągające miliony pielgrzymów z całego świata.  Ze względu na żółknięcie płótna nie jest możliwa jego stała ekspozycja.

Całun ukazuje, że owinięty nim mężczyzna  umierał w straszliwych mękach. Późniejsze analizy krwi i odbicia ran widocznych na płótnie wykazały, że zadano mu  ok. 700 ran, był dotkliwie biczowany flagrum rzymskim. Mężczyzna umarł jak większość ukrzyżowanych wskutek uduszenia. Na głowie miał kolczasty wieniec, złamany nos, a w prawym boku głęboką ranę. Wszystko to zgadza się z ewangelicznym opisem męki i śmierci Jezusa, ale i wszystko można było dość szybko podważyć. Przecież historia śmierci Chrystusa była znana w średniowieczu i jakiś zdolny, anonimowy artysta mógł na jej podstawie namalować wizerunek na Całunie. Tyle że ów malarz musiałby znać wszelkie cechy anatomiczne i fizjologiczne umierającego człowieka, które drobiazgowo odbite są na płótnie, a one w średniowieczu znane nie były. Prof. Pierre Barbet stwierdził, że na tkaninie widoczne są ślady po przebiciu gwoździ na nadgarstkach, a nie na dłoniach, jak przedstawiały to średniowieczne malowidła. W latach 1981–1982 lekarz Pierreluigi  Bollone zidentyfikował grupę krwi na całunie jako AB. Grupa AB występuje jedynie u 4–5% populacji ludzkiej, najczęściej jest natomiast spotykana wśród Żydów. Na Całunie odkryto także pyłki ponad 50 gatunków roślin z Palestyny i Azji Mniejszej, ponadto wokół ciała odbiły się kwiaty, kwitnące w okolicach Jerozolimy na przełomie marca i kwietnia, które zostały najwyraźniej zawinięte wraz ze zwłokami. Włosi Pietro Ugolotii i Giovanni Tamburelli w oczodołach mężczyzny dostrzegli monety, które  zdołano zidentyfikować i ustalić, że pochodzą z szesnastego roku panowania cesarza Tyberiusza, a więc z roku 30 n.e. Nie tylko XX w. i pocz. XXI w. był okresem interdyscyplinarnych badań nad całunem. Pod koniec XIX w.  historia Całunu wjechała na nowe, pełne tajemnic, kontrowersji i dysput tory, gdy w 1898 r. włoski fotograf Secondo Pia zrobił jego  zdjęcia. Po wywołaniu fotografii doznał szoku, bo jego oczom ukazała się niebywale drobiazgowa, realistyczna i majestatyczna twarz Chrystusa, a w dodatku wizerunek mężczyzny z całunu okazał się  negatywem. To zrodziło pytanie: skoro pojęcie negatywu nie było znane przed XIX wiekiem, to w jaki sposób na tkaninie znalazło się odbicie ludzkiej postaci? Prasa szybko podchwyciła temat, publikując informacje o odkryciu fotografa. Mówiono o „sensacji stulecia”. Płótno stanowiło płaską kliszę fotograficzną, na której został utrwalony trójwymiarowy negatyw  ciała z przodu i z tyłu,  który w tajemniczy sposób powstał w ciemni skalnego grobu, do którego złożono ciało Jezusa. Obraz na całunie musiał rzeczywiście powstać w wyniku oddziaływania między tkaniną a ciałem! O tym, że Całun Turyński nie został namalowany, świadczą  też badania przeprowadzone z pomocą elektronicznego mikroskopu. Aby powstał taki obraz jak na Całunie, musiało dojść do wyładowania w krótkim czasie olbrzymiej energii elektromagnetycznej, będącej czymś w rodzaju rozbłysku światła. Ustalono, że tajemnicza energia musiałaby mieć moc 34 miliardów watów promieniowania ultrafioletowego próżniowego. A promieniowania o takiej mocy nie jest w stanie wyprodukować żadne nawet współczesne urządzenie. Najbardziej zaawansowane technicznie, obecnie dostępne urządzenia na rynku, mogą wytworzyć promieniowanie o mocy do kilkunastu miliardów watów UV próżniowego. Czyżby transformacja ciała materialnego w chwalebne ciało zmartwychwstałego Chrystusa została utrwalona na tym płótnie? Całun byłby więc pierwszym zdjęciem w dziejach ludzkości. Niedawno pojawiła się teoria, która zyskuje sobie zwolenników wśród naukowców. Głosi ona, że Całun Turyński jest kwantowym hologramem.

Datowanie radiowęglowe Całunu, które miało miejsce w 1988 roku,   wykazało średniowieczne pochodzenie płótna. Ten werdykt był bardzo głośny we wszystkich mediach świata. Dziś wyniki  są krytykowane ze względu na sposób przeprowadzenia badania. Pobrano  jedną próbkę, zamiast kilku próbek z różnych miejsc.  Do badania wybrano  fragment z prawego górnego rogu, który był zanieczyszczony oraz  był  naprawiany po pożarze. A należało także wybrać próbki  z miejsca w głębi płótna i z dala od dziur oraz wyraźnych zanieczyszczeń. Odkrycie w pobranej wówczas próbce bawełnianych nici oraz analiza masy i gęstości materiału z próbki w stosunku do materiału Całunu, wydaje się faktycznie takie naprawy potwierdzać. Nowe  zaś badania wieku płótna, przeprowadzone w 2019 r., jak analiza stopnia utleniania waniliny, badania spektroskopii ramanowskiej i fourierowskiej oraz poziom degradacji krwi wskazują na starożytne pochodzenie materiału. Całun Turyński pochodzi z czasów Jezusa z Nazaretu – do takich wniosków doszli włoscy naukowcy z Instytutu Krystalografii z Bari. Aby ocenić wiek lnianych włókien, z których utkane jest płótno, zespół syndonologów wykorzystał metodę  szerokokątnego rozpraszania promieni rentgenowskich. W ten sposób badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową, która wskazywała, że całun jest średniowiecznym falsyfikatem.

Całun Turyński jest najbardziej tajemniczym i jednocześnie najbardziej przebadanym artefaktem w dziejach ludzkości. W związku z szerokimi badaniami Całunu Turyńskiego, których celem jest potwierdzenie lub zaprzeczenie jego autentyczności powstała nawet odrębna nauka – syndonologia od słowa „sindon” czyli płótno, całun.  Wiele przeprowadzonych na Całunie badań wydaje się wskazywać na jego autentyczność. Poza wyjątkowością samego wizerunku (właściwość negatywu, obrazu trójwymiarowego, izotropowość) uderza szczególnie jego zbieżność z wczesnochrześcijańskimi przedstawieniami Chrystusa, w opinii niektórych badaczy Całun – a przynajmniej jego część przedstawiająca twarz – mógł pełnić rolę „matki wszystkich ikon”. Inną słynną relikwią męki i zmartwychwstania Chrystusa jest Chusta z Manopello. Całun Turyński i Chusta z Manopello mają dokładnie taki sam układ ran i proporcji twarzy. Jedyne różnice wynikają z tego, iż Całun z Manopello przedstawia osobę żywą, a Całun Turyński – martwą, a ponadto Całun Turyński przedstawia negatyw, a Całun z Manopello – pozytyw. W przypadku każdej innej tkaniny tak gigantyczny materiał dowodowy spowodowałby bezsprzeczne uznanie jego autentyczności i stanowił niezbity oraz niepodważalny dowód naukowy oraz   historyczny potwierdzający opis ewangeliczny śmierci i zmartwychwstania Jezusa z Nazaretu. Im bardziej bowiem wnika się w szczegóły tej tkaniny, tym bardziej potwierdza się fakt, że bezsprzecznie pochodzi z I wieku n. e. Spór o autentyczność Całunu Turyńskiego trwa nadal. Na tę chwilę naukowcy nie potrafią ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że to tym płótnem okryto Jezusa po śmierci. Zwolennicy teorii o jego fałszerstwie nie potrafią logicznie odpowiedzieć, skąd średniowieczny malarz miał tak ogromną wiedzę medyczną (wówczas nieznaną), skąd znał negatyw i niespotykaną technikę. Może gdyby Całun udostępniono naukowcom na dłużej, pozwolono skrupulatniej przebadać, to otrzymalibyśmy odpowiedź. A tak, płótno nadal skrywa swą tajemnicę. Kościół Katolicki oraz inne Kościoły chrześcijańskie nie uznają całunu oficjalnie jako płótna grobowego Syna Bożego. Osąd pozostawiają wiernym. Na wystawie ponadto zaprezentowano  obrazy pasyjne oleskiego artysty Stanisława Pokorskiego.

Zwiedzający na otwarciu wystawy

Zwiedzający na otwarciu wystawy

Dyrektor muzeum opowiada o Całunie Turyńskim

Dyrektor muzeum opowiada o Całunie Turyńskim

Oleski artysta Stanisław Pokorski przed swoim obrazem

Oleski artysta Stanisław Pokorski przed swoim obrazem